N   O   C   L   E   G    I     W     G   Ó   R   A   C   H   -   B   I   E   S   Z   C   Z   A   D   Y     T   A   T   R   Y     B   E   S   K   I   D   Y    -    K    A    R    P    A    T    Y

karpaty logo

Kliknij + i poleć naszą stronę dziękujemy :-) ;)


| STRONA GŁÓWNA | KARPATY | RUMUNIA | UKRAINA | SŁOWACJA | POLSKA | WĘGRY | AUSTRIA | CZECHY
R                E                K                L                A                M                A


karpaty zdjęcie tygodnia LOSOWE ZDJĘCIE
karpaty galeria Więcej zdjęć w galerii
karpaty galeria Najnowsze zdjęcia
karpaty galeria Najczęściej oglądane
karpaty galeria Najlepiej oceniane
karpaty wstep WSTĘP
noclegi karpaty NOCLEGI NAJNOWSZE
karpaty Karpaty
karpaty galeria Galeria zdjęć
karpaty flora Fauna Karpat
karpaty flora Flora Karpat
karpaty artykuły Ciekawe artykuły
karpaty wydawnictwa Ciekawe wydawnictwa
karpaty relacje Karpackie relacje z wypraw
karpaty księgarnia Karpacka księgarnia
linki Ciekawe strony
karpaty kontakt KONTAKT
karpaty reklama REKLAMA
karpaty polska POLSKA
karpaty polskie góry Góry podział na pasma
karpaty polskie artykuły Przewodnik
noclegi karpaty NOCLEGI POLSKA
karpaty polskie galeria Galeria
karpaty polskie mapy Mapy
polska forum Forum Bieszczady i inne
karpaty księgarnia Księgarnia - Polska
karpaty rumunia RUMUNIA
karpaty rumuńskie KARPATY RUMUŃSKIE
karpaty rumuńskie góry Góry podział na pasma
karpaty artykuły Przewodnik
Atrakcje na mapie Atrakcje na mapie
noclegi karpaty NOCLEGI RUMUNIA
karpaty rumuńskie galeria Galeria
mapy rumunia Mapy
rumunia forum Forum Rumuńskie
rumunia Grupa RUMUNIA na Fb
karpaty księgarnia Księgarnia - Rumunia
rumunia webcam Webcam w Rumunii
karpaty słowacja SŁOWACJA
karpaty słowackie góry Góry podział na pasma
karpaty słowackie artykuły Przewodnik
noclegi karpaty NOCLEGI SŁOWACJA
karpaty słowackie galeria Galeria
karpaty słowackie mapy Mapy
słowacja forum Forum Słowackie
karpaty księgarnia Księgarnia - Słowacja
karpaty ukraina UKRAINA
karpaty ukraińskie Góry podział na pasma
karpaty artykuły Przewodnik
noclegi karpaty NOCLEGI UKRAINA
karpaty ukraińskie galeria Galeria
Karpaty mapa Bieszczady Wschodnie Mapy
Pogoda Zakarpacie Pogoda na Zakarpaciu
Karpaty ukraińskie szlaki Nowe szlaki
rumunia forum Forum Ukraińskie
karpaty księgarnia Księgarnia - Ukraina
Numery ratunkowe HRPZ Numery ratunkowe HRPZ
zdjęcie tygodnia
Lawiny
karpaty węgry WĘGRY
karpaty węgierskie KARPATY WĘGIERSKIE
karpaty artykuły Przewodnik
noclegi karpaty NOCLEGI WĘGRY
karpaty węgierskie Góry podział na pasma
karpaty węgierskie mapy Mapy
karpaty księgarnia Księgarnia - Węgry
karpaty czechy CZECHY
karpaty czeskie Góry podział na pasma
karpaty artykuły Przewodnik
noclegi karpaty NOCLEGI CZECHY
karpaty księgarnia Księgarnia - Czechy
karpaty austria AUSTRIA
karpaty austriackie KARPATY AUSTRIACKIE
karpaty artykuły Przewodnik
karpaty austria Góry podział na pasma
karpaty księgarnia Księgarnia - Austria
Nowości na forum NOWOŚCI NA FORUM
karpaty czechy FACEBOOK
karpaty współpraca WSPÓŁPRACA
karpaty
I Twój materiał może znaleźć się w portalu Karpaty.travel.pl. Masz pomysł na ciekawy artykuł, relację z wyprawy, wyjazdu czy wycieczki ? Swoimi wrażeniami możesz podzielić się na łamach naszego serwisu. Wystarczy wyslać na adres mailto:
redakcja@karpaty.travel.pl materiał, zdjęcia i oświadczenie, że Jesteś autorem a my po weryfikacji zamieścimy go w odpowiednim dziale.
karpaty reklama google REKLAMA
Karpaty aktualności POLECANE ARTYKUŁY
Karpaty aktualności ARTYKUŁY I AKTUALNOŚCI
Loading
Deprecated: Array and string offset access syntax with curly braces is deprecated in /usr/home/irasstrony3/domains/karpaty.travel.pl/public_html/nw/upload/functions.php on line 1798 Deprecated: Array and string offset access syntax with curly braces is deprecated in /usr/home/irasstrony3/domains/karpaty.travel.pl/public_html/nw/upload/functions.php on line 1801 Deprecated: Function get_magic_quotes_gpc() is deprecated in /usr/home/irasstrony3/domains/karpaty.travel.pl/public_html/nw/upload/functions.php on line 517 Deprecated: Function get_magic_quotes_gpc() is deprecated in /usr/home/irasstrony3/domains/karpaty.travel.pl/public_html/nw/upload/functions.php on line 517 Karpaty Portal Internetowy www.karpaty.travel.pl noclegi i przewodnik

Rumuńskie wakacje 07/08 2010 - relacja 2011-09-12 20:58:59 CEST

Lipiec czy sierpień to nie są najszczęśliwsze miesiące na wyjazdy do Rumunii, często pada i pomimo, że Karpaty tam są potężne i rozległe to jednak wakacje i w bardziej popularnych miejscach jest trochę tłoczno. Ale to też wakacje dla córy Zosi, w zeszłym roku zaliczyła trochę Rumunii i bułgarskie wybrzeże a w tym roku miała spędzić prawie trzy tygodnie w górach z czego tylko parę dni nad rumuńskim Morzem Czarnym. Nie do końca rozumiejąc nazwę trochę protestowała – mamo a dlaczego musimy jechać nad Morze Czarne a nie nad jakieś niebieskie ?

Nasza eskapada, oprócz wypoczynku miała trochę pomóc przy znakowaniu szlaków wokół polskich wiosek na Bukowinie. Na wcześniejszy apel w Internecie na akcję zgłosiło się kilka osób wśród nich była sympatyczna studentka Ania z nad polskiego morza, która miała się z nami zabrać. Ja w tym czasie ciężko pracowałem w Bieszczadach, więc Agnieszka z Zosią i Anią miały dojechać do Sanoka, skąd miałem je odebrać. Dzień przed godziną zero przyjechał Wojtek 1121 ze swoim lekko wyrośniętym wnuczkiem Arturkiem. Zakwaterowaliśmy się w schronisku PTTK w Komańczy.

23 lipca (piątek) 2010 – dzień 1

Wcześnie rano dzwoni budzik, zwlekam się ledwo z łóżka – trzeba jechać po resztę załogi na dworzec w Sanoku. Nie chce się jeszcze wstawać, no dworze jeszcze ciemno, ale jakoś się mobilizuje i ruszam. Po drodze obserwuje piękny wschód słońca nad Bieszczadami i zajeżdżam na dworzec. Busy z moimi pasażerkami jeszcze nie dojechały więc muszę trochę pczekać.

Ostatnie widoki bieszczadzkie czyli wschód słońca gdzieś koło Kulasznego.

W końcu odebrałem dziewczyny i wróciliśmy z powrotem do Komańczy, gdzie czekał już na nas gotowy do drogi Wojtek z Arturkiem. Zjedliśmy szybko śniadanie, kawa i po chwili przekroczyliśmy słowacką granicę w Radoszycach. Słowacja jak Słowacja, kraj który można przejechać na rezerwie, więc dosyć szybko wjechaliśmy na Węgry. Jako że w pierwszej kolejności kierowaliśmy się do Rumunii północnej, ruszyliśmy w kierunku przejścia granicznego w Petea, robiąc skrót przez Kisvarde. Im bardziej na południe, to z kilometra na kilometr robił się coraz większy upał, który gdyby nie klimatyzacja pewnie by nas wykończył.


Wyświetl większą mapę

W końcu osiągnęliśmy rumuńską granicę i zaraz po jej przejechaniu zatrzymaliśmy się na stacji paliw zaupić winietkę. Tu doszło do małej awantury, Wojtek jako pierwszy dokonywał zakupu, ale jakaś pani ekspedientka była chyba w gorszym nastroju i chciała mu wcisnąć winietkę na auto powyżej 3,5 tony, twierdząc że wpis w dowodzie rejestracyjnym (dopuszczalna masa przyczepy) oznacza masę samochodu. Tak więc wyzywaliśmy się przez dłuższą chwilę, pani po rumuńsku my po polsku, ale każdy domyślał się jakie słowa padały. Nie miłą atmosferę rozładowało szefostwo stacji które się w końcu pojawiło i przyznało nam rację. Z właściwymi winietkami ruszyliśmy w kierunku Baia Mare. W Liwadzie zatrzymaliśmy się jeszcze na kawę i wypłatę funduszy z bankomatu i po chwili robiliśmy już zakupy w Baia Marę. We wstępnych planach pierwszy biwak miał być w górach Tibles, ale potworny upał i zmęczenie zweryfikował nasze plany. Wybór padł na sprawdzoną już miejscówkę pod szczytem Ignis w Górach Gutai. Na górze nie ma wody, więc zatrzymaliśmy się jeszcze nad potokiem Firiza zażyć porządnej kąpieli, czyści i pachnący wspinaliśmy się powoli na szczyt Ignis. Dla mnie miejsce to było już znane, ale na reszcie uczestników zrobiło duże wrażenie, szczególnie na Ani dla której był to pierwszy wyjazd do Rumunii. Zjechaliśmy trochę poniżej szczytu w miejsce zeszłorocznego biwaku, więc czułem się jak u siebie w domu. Jak rok temu tak i teraz ze szczytu startowali paralotniarze, lecz nadchodząca burza szybko ich przepędziła. My też wstrzymaliśmy się z rozbijaniem namiotów ale epicentrum przeszło bokiem a na nas nie spadła ani jedna kropla deszczu. Po chwili na niebie pojawiła się piękna podwójna tęcza i po sesji zdjęciowej zabraliśmy się za rozbijanie obozu, zbieranie opału i przygotowywanie posiłku. Gdy się ściemniło zapłonęło ognisko, poszła w ruch kiełbasa i rumuńskie wino. Jako, że Arturek i Ania byli pierwszy raz w Rumunii i zostaliśmy już sami przy ognisku rozpocząłem mrożące krew w żyłach opowieści o tutejszy niedźwiedziach. Nie wiedziałem, że odniesie to aż taki skutek, Arturek w nocy przestawiał namiot bliżej samochodu dziadka a Ania przez całą noc nie zmrużyła oka.

Podwójna tęcza nad Górami Gutai.

W końcu rozbiliśmy obóz.

Z którego roztaczały się takie widoki.

Po rozbiciu obozu wszyscy złapali się za pierwsze zaspokajanie głodu po długiej podróży.

A gdy zapłonęło ognisko na patyki nadziano kiełbasy.

24 lipca (sobota) 2010 – dzień 2

Rano szef kuchni, czyli Agnieszka zaserwowała na śniadanie jajecznice i kawę. Na posiłek zawitały też psy pasterskie, mając gdzieś pozostawione na szczycie owce i pasterzy. Gdy już się najadły to nie w głowie im było uganianie się za owieczkami, uwaliły się wokół nas i spały w najlepsze. Arturek wygrzebał z plecaka kolorowe peruki, które spowodowały natychmiast sesje zdjęciowe. W końcu trzeba było się zabrać za składanie bambetli, bo czekała nas dziś długa droga aż do Pojany Mikuli, więc jak chcieliśmy zobaczyć jeszcze coś po drodze trzeba było zagęścić ruchy.

Nie ma to jak kawa o poranku w górach.

Zosia podziwia widok na Baia Mare.

„szwedzki stół” ;).

Pieski nakarmione.

Ostatnie zdjęcia i w drogę.


Wyświetl większą mapę

Zjechaliśmy z Ignisa do stokówki obiegającej cały masyw i jako, że wybieraliśmy się dalej w Maramuresz skręciliśmy w prawo, by sobie skrócić drogę i wyjechać na asfalt na Przełęczy Gutai. A tu nagle zakaz ruchu a pod spodem coś po Rumuńsku napisane, hm w zeszłym roku go nie było co jest grane? Podejmujemy decyzje, że jedziemy co ma być to będzie, po około 2 km drogą idzie dwóch umundurowanych funkcjonariuszy, myślę sobie będzie mandat. Nic takiego uśmiechnęli się, pomachali i dalej zbierali grzyby. Już przed samą przełęczą Gutai zobaczyliśmy dlaczego stał zakaz ruchu. W miejscu gdzie rok temu był mały wodospad obsunęła się droga i został niepewny wąski na szerokość samochodu przejazd. Wracać się tyle kilometrów jakoś się nam nie uśmiechało. Wysadziłem z samochodu swoją załogę i zaryzykowałem przejazd, to samo zrobił Wojtek i po chwili byliśmy już na asfalcie.

Ostatnie widoki na Ignis.

W drodze na przełęcz Gutai.

W końcu widać asfalt.

Pomykaliśmy sobie przez Maramuresz początkowo drogą DN18 w kierunku Sygietu. W Dasesti mieliśmy okazję zobaczyć jak przebiega remont cerkwi. W Sat Sugatag wypatrzyliśmy ciekawą cerkiewkę, wyglądała na starą więc się zatrzymaliśmy by zobaczyć ją dokładniej. Wejście na teren cerkwi zdobiła ładna typowa dla Maramureszu rzeźbiona brama. Sama cerkiew bardzo urokliwa, gdy tylko pojawiliśmy się przy niej, po chwili przyszła miejscowa kobieta by ją otworzyć. O dziwo nie było żadnych opłat za zwiedzanie czy fotografowanie, mimo wszystko daliśmy kilka lei kobiecie, która zaraz przy nas wrzuciła kwotę do skarbony. Wnętrze cerkwi bardzo skromne choć bardzo ciekawie ozdobione. Na ścianach zachowały się ciekawe freski, ale w nie najlepszym stanie. Gdy już nacieszyliśmy oczy ruszyliśmy dalej by z głównej drogi w Feresti odbić w prawo w kierunku Barsany.

Remont cerkwi w Dasesti.

Cerkiewna brama w Sat Sugatag.

Przed cerkwią w Sat Sugatag.

Cerkiew w Sat Sugatag w całej okazałości.

Przytulne wnętrze cerkwi w Sat Sugatag.

Miejscowa kobieta z Sat Sugatag.

Marmaroskie pejzaże.

W Barsanie byłem rok wcześniej, ale wtedy jakoś nie chciało nam się jej zwiedzać, pewnie dlatego, że zajechaliśmy tam prosto z Polski i byliśmy już nieco zmęczeni. Tym razem kupiliśmy bilety i weszliśmy na teren klasztoru. Cały kompleks to nowe budynki ale wybudowane w obowiązującym tu stylu. Wszystko dopieszczone, wszędzie dużo kwiatów i krzątające się siostry. Nic nadzwyczajnego, ale mimo wszystko warto zobaczyć. Wojtek uwiecznił wszystko na filmie, ja na zdjęciach i ruszyliśmy dalej w drogę.

Zabudowania klasztorne w Barsanie.

Spacer po terenie klasztoru.

Ostatnie zdjęcia i dalej w drogę.

Następny krótki postój odbył się na Przełęczy Prislop. Pokręciliśmy się chwilkę i pstryknęliśmy kilka fotek. Zosia najbardziej kręciła się przy budce z pamiątkami i zabawkami, co zaowocowało urządzeniem do puszczania wielkich baniek. Głód i wizja pysznej ciorby w Carlibabie szybko spowodował, że po chwili siedzieliśmy już w samochodzie pędząc do hotelu serwującego strawę. Restauracja hotelowa w Cirlibabie to od pierwszego wyjazdu do Rumunii miejsce naszych posiłków gdy jesteśmy w okolicy. A ściąga nas tam regionalna bukowińska zupa, Radeutana z roztopionym serem, kawałkami kurczaka i czosnkiem. Uroków ciorby nie poznała tylko Ania, która woli kurczaczki żywe i z mięsa je tylko kotlety sojowe. Z pełnymi brzuchami ruszyliśmy już prosto do Pojany Mikuli, która przywitała nas potężnym deszczem. Lało tak, że nie dało się wyjść z samochodu, gdy tylko odpuściło udaliśmy się do Łukasza. Łukasz prowadzi na miejscu punkt informacji turystycznej, który mieści się w jego domu. Zaprosił nas na herbatkę i orzechówkę i jak się zaraz okazało, przybyliśmy tu jako pierwsi z grupy która zgłosiła się do pomocy przy znakowaniu szlaków. Na specjalnie dla nas przygotowanym polu namiotowym nad potokiem rozbiliśmy obóz i do późnej nocy toczyliśmy rozmowy z Łukaszem. O to by rozmowa się kleiła zadbał Wojtek, który zabrał odpowiedni zapas polskiej wódki. Udowodniliśmy też Łukaszowi, że flaki zamojskie ze słoika są dużo lepsze niż ich rumuński odpowiednik czyli cibora de burta.

Stragan z pamiątkami na Przeł. Prislop.

Nowo budowana cerkiew na Przeł. Prislop.

Widok na Góry Rodniańskie z Przeł. Prislop.

25 lipca (niedziela) 2010 – dzień 3


Wyświetl większą mapę

Rano z namiotu Arturka wyszedł najpierw pies, który wczoraj się do nas przyplątał i już z nami został. Przyszedł podobno z turystami z sąsiedniej wioski Pleszy. Przy śniadaniu zastanawialiśmy się jak się wabi. Arturek stwierdził, że trzeba wymawiać różne nazwy i sprawdzić na jaką reaguje, zareagował na imię Henryk, więc został Henrykiem. Po śniadaniu postanowiliśmy pozwiedzać trochę okolicę a jest tu co zwiedzać. Henryk pozostał na straży i pilnował obozu. Pierwszy punkt zwiedzania padł na Monastyr Humor, po zakupieniu biletów mogliśmy już podziwiać piękne freski na murach klasztoru. Trochę byliśmy zawiedzeni, że mimo opłaty za fotografowanie i filmowanie nie można było tego robić we wnętrzach. Bez flesza, ukradkiem udało mi się pstryknąć jedno zdjęcie. Wojtek za to nie mógł przeboleć, że nie zabrał z samochodu kamery, którą ma ukrytą w długopisie. Jakoś to przebolał bo zajął się szukaniem wirtualnego geokesza, który był tu zlokalizowany. Przy małej mojej pomocy udało się go odnaleźć i sfotografować, był to fragment fresku na ścianie.

Nowa cerkiew w Gura Humoru.

Monastyr Humor.

Wewnątrz świątyni.

Pamiątkowe zdjęcie i czas na następny monastyr.

Z Monastyru Humoru udaliśmy się do Worońca zobaczyć następny malowany klasztor. Ten w Worońcu uznawany jest za jeden z ładniejszych, co było widać od razu po jego otoczeniu. Mnóstwo straganów z tandetą, ale i z wyrobami miejscowych artystów, z racji sąsiedztwa atrakcji turystycznej na skale światową ceny wyrobów odpowiednio wysokie. Znowu opłaty za fotografowanie i filmowanie, ale tym razem Wojtek uzbroił się w swój długopis z kamerą. Wpięty w kieszonkę dyskretnie filmował wnętrze świątyni tylko dziwnie się bujał chcąc sfilmować freski na sklepieniu.

Monastyr Voronet.

Monastyr Voronet i jego wnętrze.

Przepiękne freski na ścianach świątyni.

Nawróceni, po wizycie w dwóch klasztorach stwierdziliśmy, że wystarczy już tych pielgrzymek i pojechaliśmy do Kaczyki by zwiedzić kopalnie soli. Kopalnie budowali ci sami budowniczy co Wieliczkę, więc sporo w niej polskich akcentów. Ale zwiedzanie rozpoczęliśmy od basenu solankowego obok szybu. Pogoda była taka sobie, ale woda w basenie cieplutka, mimo wszystko tylko ja z Zosią zdecydowaliśmy się na kąpiel. Woda ze względu na zasolenie ma taką wyporność, że można sobie na niej leżeć i czytać gazetę. Niespodzianka nastąpiła dopiero po wyjściu z basenu, prysznice obok serwowały tylko lodowatą wodę przez co niedokładnie się spłukałem. Gdy już się ubrałem a woda ze skóry całkiem odparowała, wytrąciły się na ciele kryształki soli ostre jak szpilki. Spowodowało to uczucie takie jak bym miał na sobie koszulkę z waty szklanej Na szczęście po jakimś czasie dyskomfort minął. Zeszliśmy w głąb kopalni, jako pierwsza na szlaku jest kaplica św Barbary, niżej zbiornik z solanką, sala balowa a na samym dole boisko. Każde jakieś istotne miejsce opisane na tablicach informacyjnych, również po Polsku. Gdy już byliśmy na dnie kopalni Wojtek spytał się gdzie jest winda, która nas zabierze na powierzchnie i nie był zachwycony, że czeka powrót po tysiącach schodów.

Basen solankowy przy kopalni.

Schody do wnętrza kopalni.

Podziemna kaplica św. Barbary.

Podziemne chodniki, stare windy i inne zabytkowe urządzenia kopalni są nie lada atrakcją.

W Sali balowej.

Podziemny zbiornik z solanką.

Podziemne boisko i miejsce rekreacji.

Budynek kopalni z zewnątrz.

Na tym zakończyliśmy dzisiejsze zwiedzanie, po drodze w Gura Humoru zrobiliśmy zakupy i wróciliśmy do Pojany. Henryk dzielnie strzegł obozu i bardzo ucieszył się na nasz widok, podobno nawet warczał gdy podczas naszej nieobecności ktoś się za bardzo zbliżył do namiotów. Arturek już od rana prowadził negocjacje z dziadkiem by Henryka zabrać do Polski. Gdy Wojtek już wymiękł i się zgodził, Arturkowi pozostała już tylko jedna, ale największa przeszkoda a mianowicie uzyskanie zgody rodziców. Wojtek uważał, że będzie z tym ciężko, nie wyobrażał sobie ojca Arturka, właściciela rasowego nowofundlanda wychodzącego na spacer na warszawskie osiedle z jakimś rumuńskim kundlem, ale po chwili stwierdził, że się kupi psu na szyje złoty łańcuch, który poprawi jego urodę i będzie ok. Reszta dnia upłynęła na lenistwie i okupacji łazienki u Łukasza w domu. Do Zosi zawitała młodsza część Pojany Mikuli, na miejsce dotarł również drugi Wojtek, autor przewodników po Bukowinie i inicjator idei znakowania szlaków na Bukowinie. Pogoda cały czas była kapryśna, raz padało, raz świeciło słońce co nie przeszkodziło w wieczornym spotkaniu przy ognisku. To, że ekipa była międzynarodowa to wiedzieliśmy ale, pojawienie się u nas nawet Białorusinów zaskoczyło wszystkich. Biesiada trwała do późnych godzin nocnych i gdyby nie porządny deszcz potrwała by do rana.

Zosia szalejąca z dzieciakami z Pojany.

Powoli nasz obóz przekształcał się w przedszkole.

Pod wieczór trzeba było jednak pożegnać towarzystwo.

Wieczorem zasiedliśmy do biesiady.

Zosia z Henrykiem.

26 lipca (poniedziałek) 2010 – dzień 4

Poniedziałek rozpoczęliśmy pracowicie, po krótkim instruktarzu Wojtka, podzieleni na dwie grupy ruszyliśmy malować szlaki. Sprawa była o tyle prosta, że były one już wyznakowane przez Wojtka i Łukasza tyle, że systemem polskim, co po jakimś czasie oprotestował Salvamont i trzeba je teraz przemalować na system rumuński – trójkąciki, kółeczka, kwadraciki itp. Po południu deszcz przerwał pracę, w naszym przypadku akurat w pobliżu sklepu w którym przy rumuńskim koniaczku spędziliśmy kilka godzin czekając aż przestanie padać. Nie przestawało więc ruszyła po nas ekspedycja ratunkowa z samochodem. Paskudna pogoda spowodowała, że tego wieczoru nie posiedzieliśmy zbyt długo i powoli wszyscy zawinęli się do namiotów.

Po śniadaniu należy się chwila odpoczynku.

Krótki instruktarz przed rozpoczęciem znakowania.

Jeszcze tylko trzeba wymieszać farbę...

…i można malować.

Przy polskiej szkole w Pojanie.

Udało się tylko doznakować tylko do sklepu.

27 lipca (wtorek) 2010 – dzień 5

Rano obudziło nas słońce ale po całonocnym deszczu okazało się, że namiot Ani stoi po środku małego jeziorka więc trzeba jej było pomóc w przenosinach i suszeniu dobytku. Jej namiot z supermarketu po kilku dniach opadów zaczął przesiąkać też górą, więc próbowaliśmy zrobić jej daszek z eternitu znalezionego w pobliżu. Eternit był tak ciężki, że gdyby nasza konstrukcja runęła mogło by to się źle skończyć dla Ani więc porzuciliśmy pomysł z eternitem a Ania w razie deszczu miała spać w samochodzie. Na razie było też za mokro by malować szlaki więc by wykorzystać czas pojechaliśmy do miasta na zakupy. Wojtek na ten dzień zaprosił wszystkie polskie dzieci z Pojany na ognisko więc zakupy były dość obfite. Gdy wróciliśmy i mieliśmy ruszyć na szlaki znowu zaczęło lać co zniweczyło plany znakarskie na ten dzień. Gdy deszcz trochę ustał pojawili się zaproszeni na ognisko goście. Rozpaliłem ognisko a Wojtek z Agnieszką szykował ucztę – kiełbaski, chipsy, słodycze i napoje były już przygotowane gdy znowu rozpoczęła się ulewa i burza. Opad był tak duży, że potok zamienił się w rwącą rzekę a przez środek naszego obozu popłynął nowy, spory potok. Sytuacja tego popołudnia powtarzała się kilka razy i dopiero po raz trzeci rozpalane ognisko przetrwało na tyle by zorganizować poczęstunek. To był ostatni nasz wieczór w Pojanie gdyż nazajutrz mieliśmy ruszyć dalej na podbój Rumunii.

Poranne suszenie namiotu.

Przygotowania do śniadania.

Po popołudniowej ulewie przez nasz obóz popłynęła rzeka.

Wieczorne ognisko dla miejscowych dzieciaków.

28 lipca (środa) 2010 – dzień 6


Wyświetl większą mapę

Rano przywitała nas piękna pogoda, ale cóż trzeba było się żegnać i ruszać dalej. Z pędzlami w rękach zostawiliśmy Kasie i Tomka, którzy przyjechali tu z Polski na Rowerach. My korzystając z pięknej pogody postanowiliśmy jeszcze trochę pokręcić się po Pojanie, bo przez te parę dni nawet jej dobrze nie zwiedziliśmy. W miejscowości najbardziej rzuca się w oczy budynek szkoły wybudowany dzięki pomocy Marszałka Senatu – Bogdana Borusewicz a także Dom Polski i kościół. Górna część wsi zamieszkana jest już przez Rumunów.

Opuszczamy nasze miejsce biwakowe.

Dom Łukasz w którym mieści się informacja turystyczna a także pokoje gościnne.

Polska szkoła w Pojanie.

Dom Polski.

Polski kościół.

Rumuńska część Pojany.

Po zwiedzeniu Pojany Mikuli udaliśmy się do następnej, sąsiednie polskiej wioski Pleszy. Plesza położona jest na widokowym wzgórzu, posiada też polską szkołę a w niej i Dom Polski, ale szkoła nie jest tak imponująca jak ta z Pojany. Mieści się w skromnym drewnianym budynku. Na końcu wsi spotykamy grupę polaków pakujących swoje auta terenowe do dalszej drogi, chwile z nimi porozmawialiśmy i wróciliśmy z powrotem. Z Pleszy można się przebić drogą leśną do Nowego Sołańca, gdzie się wybieraliśmy, ale po tyludniowych opadach odradzono nam przejazd tym odcinkiem, więc wybraliśmy wariant dłuższy na około.

Polska wioska Plesza.

Dom Polski i szkoła w Pleszy.

Kościół w Pleszy.

Z Pleszy można podziwiać piękne panoramy.

Przez te kilka dni w Pojanie, Arturkowi przy dużej pomocy dziadka udało się przekonać rodziców co do Henryka, więc zasiadł on dumnie w nogach swojego nowego pana w samochodzie Wojtka. Wojtek jeszcze nie wiedział co go czeka w najbliższych dniach. Jadąc z Pleszy zatrzymaliśmy się w Gura Humoru zrobić małe zakupy i wypłacić pieniążki. Gdy zaparkowaliśmy samochody podszedł do nas Wojtek ze skwaszoną miną i zakomunikował, że Henryk puścił pawia. Poszliśmy pochodzić po mieście a Arturek został i sprzątał to, czym tuczył przez ostatnie dni Henryka.

W centrum Gury Humoru.

Miasteczko jak na realia rumuńskie jest bardzo zadbane.

Jest tu dużo zieleni i kwiatów.

Do Nowego Sołańca prowadzi elegancka droga zrobiona dzięki staraniom ówczesnego Prezydenta Polski Aleksandra Kwaśniewskiego. Myślałem że Wojtek mnie wyprzedza z radości, że w końcu ma kawałek równej nie podziurawionej drogi, ale nie taka była przyczyna tego manewru. Zajechał nam drogę i już lekko wqrw.. zakomunikował, że Henryk znowu puścił pawia i żebym się zatrzymał przy jakimś potoku bo musi umyć auto w środku. Objechaliśmy sobie Nowy Sołaniec i skierowaliśmy się do Solki, po drodze jak na złość nie było żadnego potoku.

Wjazd do następnej polskiej wioski Nowy Sołaniec.

Kościół w Nowym Sołańcu.

Przydrożna kapliczka.

Polska szkoła.

W Solce zatrzymaliśmy się na kawę a Henryk złapał trochę świeżego powietrza. Za Solką dopiero trafił się potok z dogodnym dojazdem na jego brzeg. Arturek doprowadził do jako takiego stanu auto i ruszyliśmy do Szucevity zwiedzić następny malowany monastyr. Największą furorę zrobiła tu moja kiecka, którą dostałem przy wejściu do klasztoru, bo byłem w krótkich spodenkach. Nie wiem dla czego, ale zamiast monastyr każdy chciał sfotografować mnie. Zwiedziliśmy Suczevite ogrodzoną potężnymi murami i ruszyliśmy dalej w kierunku Następnego monastyru w Modovicie. Znowu Wojtek nasz wyprzedza i zatrzymuje się przy potoku, Henryk puścił już 3 pawia w dniu dzisiejszym.

Przerwa na kawę w Solce.

Monastyrowa spódnica.

Monastyr Suczevita.

W przedsionku świątyni.

Przed Moldovitą zatrzymujemy się na obiad, wszystkich na strawę zaprasza Wojtek i z pełnymi brzuchami zwiedzmy ostatni już na naszej trasie monastyr w Moldovicie. Wojtek jest z tego faktu bardzo zadowolony, bo chodzenie po świątyniach już mu się trochę znudziło. Przed nami teraz skok Karpatami jak najdalej na południe, na tyle na ile dzień nam pozwoli.

Po drodze zatrzymujemy się na chwilę na Przeł. Ciumarna.

Z przełęczy roztaczają się piękne widoki.

Przerwa obiadowa.

Monastyr Moldovita.

Na ławeczce przed klasztorem.

Dzień pozwolił nam dojechać w dolinę rzeki Bystrzycy, pomiędzy górami Rarau i Bystrzyckimi. Skręciliśmy w poszukiwaniu miejsca na biwak w dolinę potoku Rusca i wjechaliśmy w głąb gór Bystrzyckich. Miejsce znaleźliśmy fajne, nad potoczkiem, ale w totalnej głuszy tych dzikich gór. Ania nawet nie próbowała rozbijać namiotu i od razu stwierdziła, że w tym miejscu to ona śpi w samochodzie. Po rozłożeniu obozu nazbieraliśmy opał i siedzieliśmy przy ognisku czekając na ziemniaczki, które od pewnego czasu piekły się pod nim w popiele.

Cały obóz zbiera opał.

I po chwili wszyscy zasiadamy przy ognisku.

W takiej przyjemnej atmosferze mija nam wieczór.

29 lipca (czwartek) 2010 – dzień 7


Wyświetl większą mapę

Wojtek gdy tylko wstał zakomunikował, że ze względu na chorobę lokomocyjną Henryka pojedzie jeszcze z nami jeden dzień i jutro wraca do Polski. Po porannej toalecie ruszyliśmy dalej na południe doliną Bystrzycy. Objechaliśmy Jezioro Izvorul Muntelui a na jego końcu przy zaporze czekała na nas niespodzianka. Trafiliśmy akurat na moment zrzucania wody ze zbiornika górnymi otworami przelewowymi w tamie. By lepiej to widzieć zjechaliśmy na dół poniżej zapory. Po tym widowisku ruszyliśmy w kierunku Wąwozu Bicaz.

Poranna toaleta na biwaku.

Dolina Bystrzycy.

Jez. Izvorul Muntelui a w tle Góry Bystrzyckie.

Jez. Izvorul Muntelui a w tle Góry Ceahlau.

Pod zaporą.

Zrzut wody z jeziora.

Z kilkoma przystankami przejechaliśmy przez zatłoczony w tym okresie Wąwóz Bicaz. To była już trzecia moja wizyta w tym miejscu, więc nie spędziliśmy tu zbyt wiele czasu. W Lacu Rosu skręciliśmy w uroczą, szutrową drogę znaną mi z innego wyjazdu, by znaleźć miejsce na biwak. Jechaliśmy przepiękną doliną pomiędzy górami Hasmas i Tarcau. Za wąwozem Duruitoarei, nad potokiem Bicajel wypatrzyliśmy piękne miejsce na nocleg. Po niezbyt łaskawej ostatnio pogodzie nastało w końcu słońce, zaczęło nas rozpieszczać i mogliśmy porządnie się wykąpać w potoku, oraz wysuszyć wilgotne rzeczy. Przy ognisku najkrócej siedział Wojtek z wnuczkiem, raniutko planowali powrót do Polski i musieli się wyspać. Po jakimś czasie odpadła też Ania, więc raczyłem się winem i piwem z Agnieszką. Około 24tej ciszę nocy przerwały przepiękne dźwięki trąbit z sąsiedniej wsi. Nie było to zwykłe trąbienie, ale pięknie wygrywane melodie. Po jakimś czasie postanowiliśmy udać się w miejsce, skąd dochodziła muzyka, wzięliśmy piwo, czołówki i ruszyliśmy w kierunku wioski. Niestety podczas naszego marszu koncert się zakończył, więc wróciliśmy z powrotem do obozu.

Wielki jarmark w wąwozie Bicaz.

Przystanek w wąwozie.

Widok z nad wąwozu Bicaz.

Ruszamy w głąb gór Tarcau.

W mijanych wioskach praca wre.

Na łąkach wypasają się owce.

W końcu znajdujemy wymarzone miejsce na biwak.

Życie obozowe...

…a wokoło piękne krajobrazy...

…i klimatyczne miejsca.

Obozowisko z góry.

30 lipca (piatek) 2010 – dzień 8


Wyświetl większą mapę

Rano pożegnaliśmy Wojtka, który postanowił jednym skokiem osiągnąć Bieszczady, co go kosztowało na terenie zabudowanym 500 lei. Udało im się przemycić przez granicę Henryka i wieczorem byli już w Smolniku. My zwinęliśmy biwak i ruszyliśmy w dalszą drogę, która wiodła dalej dziką doliną. Krajobraz od ostatniego pobytu bardzo się zmienił, po ostatnich powodziach zniknęły wszystkie mosty i na niektórych odcinkach droga. Musieliśmy pokonywać potok w bród lub nim jechać. Widząc co narobiła tu woda w wiosce Trei Fantani zasięgnąłem języka czy aby na pewno przebiję się tą trasą do Baratcos, miejscowy popatrzył na auto i kazał jechać. Po dobrych dwóch godzinach przedzierania się przez bezdroża wyjechaliśmy na asfalt i wyjechaliśmy na Przełęcz Ghimes (1159m) w górach Ciuc z której widzieliśmy już góry Harghita – nasz dzisiejszy cel.

Rano ruszamy w dalszą drogę uroczą i dziką doliną.

Bardzo śmieszny bar na odludziu.

Nadal towarzyszą nam sielskie widoki.

Przy źródełku uzupełniamy zapasy wody.

I przeprawiamy się nadal dziką doliną.

W końcu w oddali zobaczyliśmy Góry Harghita, nasz dzisiejszy cel.

W góry Harghita wjechaliśmy z miejscowości Madaras. Najpierw dosyć długi podjazd leśną drogą na Przełęcz Fertau (1288) a z przełęczy na Połoninę w pobliże szczytu o tej samej nazwie i wysokości (1589m). Było w miarę wcześniej, więc pospacerowaliśmy trochę po okolicy, przy okazji udało się zorganizować opał na ognisko. Cały czas towarzyszyły nam owce, kozy, osły i psy pasterskie. Te ostatnie dokarmiane przez nas, nie odstępowały nas na krok i w pewnym momencie osiągnęły liczbę ośmiu sztuk. Niestety zanieczyściliśmy trochę okolice bo jeden psiak wykradł pustą puszkę po pasztecie Krakus i z nią zwiał, teraz będzie że Polacy puszki po Połoninie rozrzucają.

Wspinamy się na masyw Harghita a z tyłu otwiera nam się panorama gór Ciuc.

Zbocza masywu Harghita.

Na połoninie rozstawiamy biwak.

I jest chwila na odpoczynek.

Powoli zaczynają się od nas schodzić pasterskie psiaki.

I inne zwierzęta.

Ostatnie chwile słońca.

Nasz obóz wzbudza ciekawość.

Widok z naszego biwaku.

31 lipca (sobota) 2010 – dzień 9


Wyświetl większą mapę

Zjechaliśmy z masywu Harghita na zachód do miejscowości Izvoare a dalej do Bradesti. Drogą 13A skierowaliśmy się z powrotem na wschód w kierunku Miercurea Ciuc. W Valahita zatrzymaliśmy się przy ciekawej ekspozycji bram szeklerskich a w Miercurea Ciuc zwiedziliśmy zamek Miko, z muzeum etnograficznym Szeklerszczyzny.

Żegnamy się z naszą połoniną.

Bramy Szeklerskie z Valahita.

Zamek Miko w Miercurea Ciuc.

Muzeum etnograficzne w zamku Miko w Miercurea Ciuc.

Z Miercurea Ciuc dojechaliśmy do miejscowości Sanmartin, gdzie skręciliśmy na wschód na Przeł. Rugat (1010m) a dalej doliną potoku Uz. Minęliśmy góry Ciuc by dotrzeć w góry Nemira. Był to długi i mozolny przejazd drogą szutrową w fatalnym stanie, ale widoki nagradzały wszystkie niedogodności. Biwak planowaliśmy nad Jez. Poiana Uzului, ale gdy w końcu tu dotarliśmy okazało się, że woda w zbiorniku po ostatnich opadach nie wygląda najlepiej. Była to sobota, więc nad wodą tłumy ludzi i sterty śmieci. Nastąpił odwrót, cofnęliśmy się jakieś 10 km do tyłu i znaleźliśmy uroczą polankę nad potokiem Uz.

Przejazd przez Góry Ciuc.

Zagubione wioski w dolinie Uzului.

Rozbijamy obóz.

I wieczorna toaleta.

Ostatnie promienie zachodzącego słońca.

1 sierpnia (niedziela) 2010 – dzień 10


Wyświetl większą mapę

Rano wróciliśmy z powrotem nad Jez. Poiana Uzului, które sobie już na spokojnie objechaliśmy. Pogoda tego dnia nie sprzyjała robieniu zdjęć, więc ruszyliśmy w kierunku Darmanesti a dalej drogą DN 12A do Onesti. W Onesti zrobiliśmy zakupy, złapaliśmy WI-FI i drogą DN 11 zaczęliśmy podążać w góry Vrancei objeżdżając je od północnego zachodu. Cały czas towarzyszyły nam burze co nie wróżyło nic dobrego. W Bretcu odbiliśmy do Ojdula i drogą DN 2D wyjechaliśmy w głąb Vrancei. Biwak planowaliśmy na Przeł. Musat i znaleźliśmy z niej boczne drogi wiodące na widokowe Połoniny. Upatrzyliśmy nawet kilka fajnych miejsc na nocleg, ale ze wszystkich stron w naszym kierunku podążały chmury burzowe. Odczekaliśmy jakiś czas i stwierdziliśmy, że trzeba zjechać niżej bo burze tej nocy nie odpuszczą a teren niezbyt bezpieczny na biwakowanie w takich warunkach. Zjechaliśmy z przełęczy na wschód masywu Vrancei i w okolicach Rezerwatu Tisita, na dosyć fajnej polance rozbiliśmy obóz. Tak jak przewidywaliśmy cały wieczór przetaczały się wokoło burze, my w osłoniętej dolince mogliśmy spokojnie, pod zadaszeniem z plandeki spędzić czas przy ognisku. Po niezbyt przychylnych dla gór prognozach pogody na najbliższe dni, zapadła decyzja o zmianie planów. Zamiast podążać dalej Karpatami Zakrętu, postanowiliśmy ruszyć wcześniej w kierunku morza, zahaczając nie planowo o Deltę Dunaju i Góry Macin, które jako jedyne góry w Rumunii nie należą do Karpat.

Poranne śniadanie nad potokiem Uz.

Jez. Poiana Uzului.

Przejazd przez Góry Vrancei.

Biwak w Rez. Tisita.

I wieczorne ognicho.

2 sierpnia (poniedziałek) 2010 – dzień 11


Wyświetl większą mapę

Po zwinięciu obozu podążaliśmy jeszcze jakiś czas górami Vrancei na wschód i im bardziej się od nich oddalaliśmy tym bardziej poprawiała się pogoda. Skierowaliśmy się na Focsani a dalej na Braile, gdzie promem przepłynęliśmy Dunaj. Tuż przed miasteczkiem Macin otworzyły się nam widoki na góry o tej samej nazwie. Góry te rzadko kiedy przekraczają wysokość 400 m n.p.m., ale obserwując je praktycznie z zerowej wysokości nad poziomem morza wyglądają na wyższe. W Macin skręciliśmy na północ, by dalej jadąc drogą DN 22 muc podziwiać z jednej strony Deltę Dunaju a z drugiej Góry Macin. W jakimś miasteczku zrobiliśmy zakupy w sklepie a na pobliskim straganie zaopatrzyliśmy się w świeże owoce i warzywa. Upał był tak niemiłosierny, że zaczęliśmy myśleć o miejscu na biwak w Delcie Dunaju nie jest to proste. W mieście Isaccea skręciliśmy w kierunku Dunaju, pojeździliśmy trochę po wałach ale miejscówki nie znaleźliśmy a jak już była to dostępna tylko łodzią. Wróciliśmy z powrotem do Isaccea gdzie pobieżnie zobaczyliśmy miejscowy meczet i opuściliśmy miasto kierując się w kierunku Tulcea.


Wyświetl większą mapę

Wjeżdżamy na prom w Braila.

Płyniemy Dunajem.

Wyłaniają się powoli Góry Macin.

W Delcie Dunaju.

Delta Dunaju.

Zakupy na przydrożnym zieleniaku.

Meczet w Isaccea.

W tym upale zamarzył nam się biwak nad jakimś zimnym górskim potokiem. Na mapie wypatrzyliśmy go w górach Macin, w okolicy wsi Telita. Zjechaliśmy z głównej drogi i zagłębiliśmy się w głąb gór, ale zamiast potoku było tylko wyschnięte koryto, jak się potem dowiedzieliśmy, w tych górach potoki są okresowe i latem nie istnieją. Ale dzięki temu, że zboczyliśmy z drogi w poszukiwaniu potoku, natrafiliśmy w Telicie na piękną świątynie starowierców. Odpuściliśmy też wjazd do Tulcea, bo w tym upale nie zdzierżylibyśmy następnego miasta. Obraliśmy kierunek na Babadag a dokładnie na jezioro o tej samej nazwie. O lesie nie było co marzyć, ba, nawet jakaś kępka drzew dająca cień była nie osiągalna. Znaleźliśmy fajną polankę nad jeziorem i rozbiliśmy biwak. Woda w jeziorze miała ze 30 stopni i trzeba było wyjść pół kilometra w głąb, by zanurzyć się powyżej pasa. Zalegliśmy więc przy brzegu w płytkiej wodzie bo było to lepsze niż siedzenie w skwarze na brzegu. Tą sielską chwilę zakłóciło stado krów, które wtargnęło do jeziora w podobnym celu co my, no może nie do końca, bo my do niego nie sikaliśmy. Ale lejące krowy nas nie wygnały z wody, w końcu na tak wielkie jezioro taka ilość moczu to jak kropla wody w morzu. Dobrze że w końcu pojawił się pasterz i przegnał stado na brzeg, bo jak by zaczęły srać… Gdy słońce skryło się za horyzont pomyśleliśmy, że odpoczniemy od słońca i wieczorny chłodny wiaterek przyniesie nam ulgę po upalnym dniu. Niestety wieczór zamiast ulgi przyniósł nam chmary komarów, w końcu byliśmy w Delcie Dunaju i na nic zdały się offy, palenie papierosów i świeczek. Porządnie pokąsani uciekliśmy do namiotów.

Telita – stara świątynia starowierców.

W jeziorze Babadag.

Krowy nie bardzo chciały opuścić wodę, pasterz musiał się pofatygować do nich i przegnać towarzystwo.

Biwak nad Jez. Babadag.

3 sierpnia (wtorek) 2010 – dzień 12


Wyświetl większą mapę

Rano ruszyliśmy w kierunku Babadag, marzeniem Ani było zrobić sobie zdjęcie z tablicą, na wjeździe do miasteczka. Zatrzymaliśmy się tutaj na kawę i Internet, rzuciliśmy okiem na miejscowy meczet i skierowaliśmy się w kierunku Istrii. Z Istrii pojechaliśmy przez Rezerwat Grindul Saiele do Histria gdzie znajdują się ruiny greckiej osady portowej. Zwiedziliśmy miejscowe muzeum i ruiny, które cały czas są badane przez archeologów.

Wjeżdżamy do Babadag.

Meczet w Babadag.

Muzeum w Histrii.

W ruinach dawnego portu Histria.

W ruinach nadal pracują archeolodzy.

Wróciliśmy do samochodu nagrzanego jak piekarnik i ruszyliśmy w kierunku morza, mażąc w końcu o porządnej kąpieli w morskich falach. Nie mieliśmy określonego celu, mieliśmy jechać wybrzeżem w poszukiwaniu miejsca odpowiadającego naszym oczekiwaniom. Były one takie: plaża dzika z dojazdem dla auta i możliwością biwakowania nad wodą. Na pierwszy ogień poszło Plaja Corbu, było to pierwsze miejsce na północy z zaznaczoną jakąś drożynką w kierunku morza. W miasteczku Corbu odbiliśmy na wschód i to był strzał w dziesiątkę, miejsce spełniało wszystkie nasze wymagania, dodatkowo posiadało bar na plaży z cenami śmiesznie niskimi a do tego ludzi było mniej niż w styczniu w Łebie. Ech cieplutka woda zaraz pod namiotem, zimne piwko w barze za 2 zł – żyć nie umierać. Gdy kończył się dzień wszyscy zaplanowali spanie pod gołym niebem i nocne kąpiele na waleta, udało się tylko zrealizować to drugie. Po zachodzie słońca znowu przeżyliśmy nalot komarów - znowu bliskość Delty Dunaju. O spaniu pod gołym niebem nie było co marzyć, próbowaliśmy ale kąsanie i bzyczenie koło ucha było nie do zniesienia. Towarzystwo komarów wyjaśniło nam też trochę tak małą ilość osób biwakujących w tym miejscu, ale cóż wole już komary niż tłumy ludzi.

Tym razem nasze domki stanęły na palży.

W plażowym barze.

No i luzik.

Kończy się pierwszy dzień nad morzem.

Szkoda tylko, że zachód słońca nie z tej strony.

4 sierpnia (środa) 2010 – dzień 13


Wyświetl większą mapę

Od rana skwar, więc prawie cały dzień spędziliśmy w morzu z przerwami na krótkie opalanie. Ania na opalanie przeznaczyła trochę za dużo czasu, czego skutki objawiły się za kilka dni. Nad morzem mieliśmy zostać trzy dni, ale już po południu marzyliśmy o chłodzie gór. Zdesperowani spakowaliśmy się i ruszyliśmy przez Dobrudże w stronę Karpat, byle dalej od morza. Za daleko nie ujechaliśmy, bo zbliżał się koniec dnia, więc zabiwakowaliśmy w okolicy miejscowości Crucea w Rezerwacie Allah Bair. Byliśmy tak znużeni słońcem, że nawet nie rozpaliliśmy ogniska, tylko czym prędzej czmychnęliśmy do namiotu spać.

Co można robić nad morzem.

Plaża, woda, plaża, bar, woda i tok w kółko.

Jedynie Zosia się nie nudziła.

5 sierpnia (czwartek) 2010 – dzień 14


Wyświetl większą mapę

Wypiliśmy kawę i zwinęliśmy szybko namioty, śniadanie postanowiliśmy zjeść już gdzieś po drodze w restauracji. Za miastem Harsova jednym z niewielu mostów przejechaliśmy Dunaj, opłata za przejazd podobna do tej promowej, ale czekać nie trzeba. Dalej już drogą DN 2A na zachód do Ploiesti i jedynką na północ w kierunku Braszowa. Na biwak upatrzyliśmy góry Grabova, dolinę Doftany u stóp masywu Baiului. W Campinie zjechaliśmy z głównej drogi, objechaliśmy Jez. Paltinului i gdy minęliśmy już wszystkie wioseczki, w pobliżu Przeł. Predelus rozbiliśmy namioty. Wreszcie przyjemna temperatura, zimny potoczek, drewno na ognisko i brak komarów. Przy ostatnich promieniach słońca spłukaliśmy sól i piasek z różnych zakamarków ciała i tradycyjnie do późnych godzin nocnych wpatrywaliśmy się w płonące ognisko.

Góry Grabova, zapora na Jez. Platinului.

Góry Grabova, Jez. Platinului.

W końcu biwak w górach.

Zimne piwo i zimny potok.

Pora włączyć telewizor.

6 sierpnia (piątek) 2010 – dzień 15


Wyświetl większą mapę

Z gór Grabowa chcieliśmy sobie trochę skrócić drogę i wracając z doliny Daftany w Tesila skręciliśmy na Comarnic. Droga prowadziła nas widokowymi serpentynami na dolinę Daftana i masyw Baiului, lecz nasze szczęście skończyło się we wsi Secaria. Drogę przegradzały nam krzesła a na nich deska z kartką, obok policjant. Wywnioskowaliśmy, że coś się musiało stać z drogą, pstryknęliśmy fotkę oryginalnego szlabanu i wróciliśmy z powrotem do Tesila a dalej do Campina i drogi DN1. Ruszyliśmy w kierunku Sinai i Busteni z zamiarem wyjechania kolejką na masyw Bucegów. Od Sinai do Azugi był potworny korek a miejscowości kipiały od ludzi, więc pomysł z Bucegami odrzuciliśmy. W Peredal skręciliśmy na Rasnow, gdzie zobaczyliśmy sobie z zewnątrz zamek a dalej Bran i następny zamek. Zarówno w Rasnow jak i w Bran dzikie tłumy – weekend i wakacje, więc zwiedzanie odkładamy na inną okazję po sezonie.

Widok na dolinę Daftany.

Oryginalny szlaban, trzeba zawracać.

W górach Postavaru.

W Rasnov, w tle ruiny zamku.

Masyw Bucegów w okolicach Rasnov.

Zazmek w Bran.

Skierowaliśmy się w kierunku gór Piatra Craiului (Królewska Skała), podobno ich grań jest najtrudniejsza do przejścia w całej Rumunii. My postanowiliśmy poszukać jakiegoś fajnego miejsca na obóz na wzgórzach wioski Pestera. Widoki były przednie, ale gorzej ze znalezieniem jakiejś półki na namioty, droga biegła grzbietem, ale zbocza były bardzo strome. Zjechaliśmy wszystkie stokówki, jak już było coś równego na dwa namioty to auto tarasowało by całą drogę. Zjechaliśmy w końcu do wąwozu Pisicii, gdzie nie było już tak widokowo, ale był opał i miejsce na biwak.

Widoki na Piatra Craiului.

Za plecami zostawiamy Bucegi.

Tereny górskiej wioski Pestera.

Tereny górskiej wioski Pestera.

Biwak w wąwozie Pisicii.

7 sierpnia (sobota) 2010 – dzień 16


Wyświetl większą mapę

Rano zjechaliśmy do Zarnesti, uzupełniliśmy prowiant w sklepie i widokową drogą DN 73 pojechaliśmy do Rucar. Dziś mieliśmy w planach zagłębić się trochę w góry Iezer. Przed Przeł. Podu Dambovitel skręciliśmy w dolinę Dambowita do wąwozu Mici ale Dambovitei. Zwiedziliśmy tu jaskinię Ursilor i pojechaliśmy dalej w górę potoku. Mieliśmy dojechać do Jez. Pecineagu, ale wcześniej trafiło nam się idealne miejsce na biwak. Pogoda była ładna więc postanowiliśmy trochę poleniuchować a przy okazji porządnie się wykąpać. Ania płatami ściągała czarnomorską opaleniznę i wyglądała trochę w ciapki, by nie uzyskać podobnego efektu na twarzy zrobiła sobie piling z kawy. Po południu wybrałem się na mały rekonesans po okolicy, który zakończył się reklamówką maślaków. Już je widziałem w przyżądzone w śmietanie, gdy na mojej drodze stanęło dwóch Rumunów i moje maślaki wylądowały w rowie. W trosce o moje zdrowie wypieprzyli mi grzyby tłumacząc, że są nie jadalne ( Rumuni nie zbierają maślaków i kań ). Następny zawód kulinarny czekał na mnie w obozie, gdy byłem na spacerku Zosia dostała od jakiś wędkarzy pięknego pstrąga, którego Ania z Agnieszką wypuściły z powrotem do potoku, bo im się go szkoda zrobiło. Musiałem się w końcu zadowolić wieczorną kiełbaską z ogniska i pieczonymi ziemniakami.

Wjeżdżamy w Góry Iezer i Leota.

Wąwóz Mici ale Dambovitei.

Jaskinia Ursilor.

Biwak w dolinie Dambovita.

Pilling z kawy.

Pora na kolację.

8 sierpnia (niedziela) 2010 – dzień 17


Wyświetl większą mapę

Opuściliśmy dolinę Dambovity w górach Iezer i udaliśmy się w kierunku Braszowa. Pogoda nie była za dobra do robienia zdjęć w górach, więc postanowiliśmy zwiedzić Braszów. Niedziela była dobrym dniem na zrealizowanie tego planu, miasto było opustoszałe, bo większość mieszkańców jak to mają w zwyczaju weekendy spędzają w plenerze. Pokręciliśmy się po braszowskiej starówce, wyjechaliśmy na punkt widokowy i opuściliśmy miasto. Na nocleg wybraliśmy mało znane i nie zbyt ciekawe góry Persani, no może mało ciekawe w porównaniu do innych gór rumuńskich bo w skali polski były by ciekawe. Znaleźliśmy uroczą polankę, wyszło słonko, więc wszyscy zalegli na materacach przyjemnie leniuchując. Nazbieraliśmy opał i już szykowaliśmy się do ogniska, gdy usłyszeliśmy pierwszy pomruk burzy. Burza trwała do północy więc tego dnia nie było kiełbaski.

Na braszowskiej starówce.

Punkt widokowy na Stare Miasto.

Góry Persani.

Biwak w Górach Persani.

9 sierpnia (poniedziałek) 2010 – dzień 18


Wyświetl większą mapę

Rano zebraliśmy manatki i ruszyliśmy bocznymi drogami, na skróty do głównej drogi Braszów Sibiu. Po drodze, na odludziu napotkaliśmy bardzo biedną, romską wioskę Cutus. Lepianki, walące się dachy a na ulicy pełno dzieciaków i psów. To wszystko robiło przygnębiające wrażenie, zastanawialiśmy się jak to możliwe, że jest tam takie ubóstwo, choć w odległości kilkudziesięciu kilometrów jest tak duże miasto. Ale cóż Rumunia to taka mozaika w żywych kolorach. Dopadliśmy w końcu główną drogę i pędziliśmy na zachód, potem na północ, aż w góry Zarand. W znajomym już miejscu nad Maruszą u stóp ruin zamczyska rozbiliśmy ostatni już biwak na tym wyjeździe. A rano z wielkim smutkiem udaliśmy się do kraju, pocieszało nas tylko to, że za miesiąc znowu tu wrócimy.

Przejeżdżamy przez biedną, romską wioskę.

W takich lepiankach mieszkają ludzie.

Po prawie całodniowej jeździe docieramy do Lipovej w Górach Zarand.

To już ostatni biwak na tym wyjeździe.

Ruiny zamczyska w Lipovej.

KONIEC

skomentuj komentarze: 57 | wyslij znajomemu |

Wszystkie zdjęcia na stronie "www.karpaty.travel.pl" chronione są prawem autorskim. Jakiekolwiek wykorzystanie ich do celów komercyjnych, zamieszczanie na innych stronach internetowych, przedruk lub inne formy powielania, wymagają zgody redakcji. © Karpacki Serwis Informacyjny - 2009 - 2010. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach i na forum. Są one prywatnymi komentarzami i opiniami użytkowników.

Serwis Karpaty.travel.pl używa plików typu cookies do poprawnego działania strony, w celach statystycznych, reklamowych, oraz w celu dostosowania naszego serwisu do indywidualnych potrzeb użytkowników. Korzystanie z serwisu Karpaty.travel.pl, bez zmian ustawień w używanej przez Państwa przeglądarce internetowej oznacza zgodę na wykorzystywanie technologii cookies i zapisywanie ich w pamięci Państwa urządzenia zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

karpaty pogoda POGODA RO
karpaty pogoda POGODA UA
karpaty pogoda POGODA PL
karpaty pogoda POGODA SK
karpaty pogoda POGODA CZ H A
karpaty nowości POLECAMY
W Górach Jest Wszystko co Kocham - sklep

Baza miejsc noclegowych
Tu znajdziecie miejsca noclegowe w różnych zakątkach Karpat. Baza ofert będzie sukcesywnie powiększana.
[więcej ...]

Ciekawe miejsca w Karpatach rumuńskich
Znajdziecie tutaj opisy najciekawszych i najbardziej popularnych miejsc w Karpatach rumuńskich. Listę tych miejsc podzieliliśmy na poszczególne pasma górskie lub regiony.
[więcej ...]

Flora Karpat
Dział w naszych galeriach poświęcony karpackiej florze. Znajdziecie tutaj zarówno ciekawe gatunki jak i te bardziej pospolite, występujące w Karpatach.
[więcej ...]

Ciekawe miejsca w Karpatach ukraińskich
Znajdziecie tutaj opisy najciekawszych i najbardziej popularnych miejsc w Karpatach ukraińskich. Listę tych miejsc podzieliliśmy na poszczególne pasma górskie lub regiony.
[więcej ...]

Karpackie wydawnictwa
Szukasz mapy, przewodnika czy albumu ? W tym dziale znajdziesz recenzje nowych, jak i tych będących na półkach wydawnictw karpackich.
[więcej ...]

Co rośnie w Karpatach?
Artykuły opisujące karpacką florę. Od mchów poprzez porosty, kwiaty po drzewa.
[więcej ...]

Ciekawe miejsca w Karpatach polskich
Znajdziecie tutaj opisy najciekawszych i najbardziej popularnych miejsc w Karpatach polskich. Listę tych miejsc podzieliliśmy na poszczególne pasma górskie lub regiony.
[więcej ...]

Osobliwości Karpat
Galerie zdjęć pokazujące ciekawe miejsca w Karpatach. Zamki, skanseny, cerkwie, rezerwaty - najciekawsze przedstawiamy w tym dziale.
[więcej ...]

Najwyżej oceniane
Najlepiej oceniane zdjęcia w naszych galeriach. Fotografie, które zdobyły najwięcej gwiazdek od naszych gości głosujących w galeriach.
[więcej ...]

Ciekawe miejsca w Karpatach słowackich
Znajdziecie tutaj opisy najciekawszych i najbardziej popularnych miejsc w Karpatach słowackich. Listę tych miejsc podzieliliśmy na poszczególne pasma górskie lub regiony.
[więcej ...]

karpaty nowość NOWOŚĆ

Wersja online
ZOBACZ

Wersja papierowa
KUP


karpaty banery PROMOWANE OFERTY
noclegi Rimetea
Hotel Ewka
karpaty księgarnia KSIĘGARNIA
Losowa oferta karpacka Bezdroży
Promocja dnia wydawnictwa Bezdroża
Losowa oferta Bezdroży
Losowa oferta promocyjnej Bezdroży

Wydawnictwo Libra

Góry Wołają Góry wołają
Reprint wydanego w 1939 r. albumu fotograficznego wędrówki z obiektywem po polskich górach od Olzy po rzekę Czeremosz.76,00 zł


karpaty polecamy NASZE SERWISY
Bieszczadzki Portal Internetowy
Bieszczadzki Baza Noclegowa
Soliński Portal Internetowy
Spala
Poleski Portal Internetowy
Karpaty imprezy POLECAMY
apuseniexperience
festivalul-transalpin
Wydawnictwo Ruthenus
Bieszczay biegówki
Przydatne linki PRZYDATNE LINKI
Bałkany Balkany.Travel.pl
Green Mountain Holidays Green Mountain Holidays
rumunia.net.travel.pl Rumuńskie wyprawy
Towarzystwo Karpackie Towarzystwo Karpackie
Skarby Podkarpackie Skarby Podkarpackie
Carpati org Carpati.org
TOnZ - O. Bieszczadzki TOnZ - O. Bieszczadzki
[więcej ...]
Reklama google REKLAMA
Karpaty aktualności POGODA W KARPATACH wpisz interesującą cię miejscowość, pasmo górski lub szczyt.


ViewWeather.com - World weather forecast | Carpathian Mountains

.: PARTNERZY :.

Tatrzański Park Narodowy Babiogórski Park Narodowy Pieniński Park Narodowy Magurski Park Narodowy Gorczański Park Narodowy Kurier Galicyjski


statystyka