Deprecated: Array and string offset access syntax with curly braces is deprecated in /usr/home/irasstrony3/domains/karpaty.travel.pl/public_html/nw/upload/functions.php on line 1798 Deprecated: Array and string offset access syntax with curly braces is deprecated in /usr/home/irasstrony3/domains/karpaty.travel.pl/public_html/nw/upload/functions.php on line 1801 Deprecated: Function get_magic_quotes_gpc() is deprecated in /usr/home/irasstrony3/domains/karpaty.travel.pl/public_html/nw/upload/functions.php on line 517 Karpaty Portal Internetowy www.karpaty.travel.pl noclegi i przewodnik

Karpaty Polskie: Głuchoniemcy 2011-02-06 09:24:28 CET

Z dziada pradziada są Polakami. Z prapradziada także. Ale dopiero gdy w poszukiwaniu ich rodowodu zapuścimy się w wieki średnie, dojdziemy do pierwotnego pochodzenia. I okaże się, że nie jest ono słowiańskie. Stosunkowo łatwo ich rozpoznać. Są wśród nas, ale rzadko kiedy sami zdają sobie sprawę, dokąd sięgają ich korzenie. Pierwszy znak prowadzący do ich rozpoznania to przyrostek nazwiska. Jeśli kończy się ono na -er, -ar, ewentualnie –(i)erz lub –arz, mamy 50 procent pewności, że to oni. Tego przyrostka nie będą miały spotykane już w średniowieczu nazwiska mieszkańców polskich wsi tak swojsko brzmiące, jak: Głąb, Żuk, Kołacz, Pirosz, Kwiatek, czy Krzepisz. Swojsko też brzmią nazwy wsi, w których zamieszkiwali: Kobyla Głowa, Brukalice, Czesławice, Ciepłowody czy Targowica. Ci z nazwiskami zwieńczonymi przyrostkami -er, -ar et cetera, mieszkali i nadal zamieszkują we wsiach i miejscowościach, których nazwy wywodzić się muszą z innej tradycji językowej. Bo co wspólnego z Kobylą Głową może mieć Pilzno, Frysztak z Czesławicami, a Zarszyn z Ciepłowodą?

Od lewej: zbudowana w 1874 r. chałupa przysłupowa w Markowej z charakterystycznymi słupami, na których wpiera się konstrukcja dachowa. Wnętrze izby z ekspozycją strojów ludowych.

Jeśli jeszcze powiedzą, że dziadek i pradziadek nie pamiętali, by ich przodkowie mieszkali gdzie indziej niż tam, gdzie oni dziś mieszkają, procent pewności co do ich pochodzenia wzrasta znacząco. Miejsce zamieszkania jest więc drugim znakiem, za pomocą którego ich rozpoznajemy, ale dowodem koronnym na ich pochodzenie jest oczywiście samo nazwisko. Gdy więc mamy do czynienia z panem Balawajdrem albo Szylarem, Braunem lub Braunkiem, ewentualnie Kochmanem, Walem, Preisnerem, Ruparem czy Wenclem i usłyszymy od nich, że ich rodzina mieszka tu od lat, to wszystko na to wskazuje, że są potomkami… Głuchoniemców. Tylko jedna litera sprawia, że pod względem semantycznym definicja ta odnosi się do określenia konkretnej grupy ludności. Przy czym grupę tę charakteryzuje się jednak jako ułomną, w tym przypadku głuchą, ale przecież w odniesieniu do konkretnej narodowości, czyli do Niemców. Czyżby od średniowiecza żyło tylko na Podkarpaciu jakieś obarczone głuchotą plemię germańskie? Nie mniej intrygujące będzie szukanie odpowiedzi na pytanie – jaka jest etymologia tej nazwy?

Aby to wyjaśnić, musimy zanurzyć się w historię wczesnego średniowiecza, do czasów pierwszego króla Bolesława Chrobrego. Historycy badający czasy panowania Bolesława Chrobrego, który przecież na długo przed Kazimierzem Wielkim podbił dla piastowskiej Polski Grody Czerwieńskie, dopuszczają – za żyjącymi między innymi w XVI wieku historykami – że na słabo zaludnione wtedy tereny dzisiejszego województwa podkarpackiego osiedlił pojmanych podczas walk Niemców. Niekoniecznie rycerzy, bo jak pisał w połowie XVI wieku żyjący historyk Marcin Bielski: „A dlatego je (Niemców) Bolesław tam osadzał, aby bronili granic od Węgier i Rusi; ale że był lud gruby, niewaleczny, obrócono je do roli i do krów, bo sery dobre czynią, zwłaszcza w Spiżu i na Pogórzu, drudzy też kądziel dobrze przędą i przetoż płócien z Pogórza bywa u nas najwięcej.”

Sektor Pogórzan w Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku

O rolniczych przymiotach Niemców osadzonych na dzisiejszym Podkarpaciu wypowiadał się z uznaniem 30 lat po Marcinie Bielskim kronikarz Maciej Stryjkowski, stwierdzając, że niemieccy chłopi żyjący pod Przeworskiem, Przemyślem, Sanokiem i Jarosławiem, są „dobrymi rolnikami”. W roku 1632 podobnie komplementował żyjących w okolicach Łańcuta i Rzeszowa osadników niemieckich Szymon Starowolski. W dziele swoim pt. Polska albo opisanie królestwa Polskiego zanotował: „Mleka tu i płócien lnianych wielka jest zwykle obfitość, ponieważ wioski na całym tym obszarze zamieszkują potomkowie niemieckiego plemienia, wzięci na jakiejś wojnie przez Kazimierza Wielkiego, króla Polski, lub sprowadzeni z Saksonii, z dziećmi i żonami, aż w te okolice. Ci przeto o bydło i uprawę lnu troszczą się wielce i w porze jarmarków tak do innych okolicznych miast wymieniane towary zwożą na sprzedaż, jak przede wszystkim do Rzeszowa i Jarosławia.”Szymon Starowolski lokuje więc Niemców osadzonych na ziemiach dzisiejszego Podkarpacia na wiek XIV, a więc na czasy panowania Kazimierza Wielkiego. Z kolei Paweł Jasienica w swoim dziele Polska Piastów o tych czasach pisał tak: „Niebezpieczeństwo dla narodowego charakteru tej ostatniej (kultury – przyp. J.S.) stwarzał fakt inny. Oto w XIII stuleciu w niektórych wsiach, a już szczególnie w większych miastach polskich zaczynał brać górę język i obyczaj niemiecki. Położenie przedstawiało się groźnie. Patrząc na te sprawy z dzisiejszej perspektywy dochodzi się do wniosku, że polskość wcale nie miała wtedy pewności ostatecznego zwycięstwa nad inwazją germańskiego Zachodu. Wszystko zależało od jej siły oraz od rozumu kierownictwa politycznego. Kraj graniczył (…) z Niemcami, którzy parli na wschód szukając ziem mniej przeludnionych, łatwiejszych warunków bytu. Szli nie tylko do nas, lecz również do Czech, na Węgry, w kraje bałtyckie aż po Dźwinę. Nieśli ze sobą zdobycze, będące wspólnym dorobkiem Zachodu i wywodzące się jeszcze z cywilizacji Rzymu. Postęp był niewątpliwy. Przyjmowaliśmy go jednak, niestety, w germańskim opakowaniu. Samorząd, który Bolesław Wstydliwy w roku 1257 nadał Krakowowi, przyniósł stolicy Polski wiele korzyści, uczynił z niej normalne zachodnioeuropejskie miasto. Gorzej, iż władze miejskie składały się z kupców będących Niemcami. Księgi pisano w ich języku. (…) Nie próbujmy zapominać, że kazania polskie wprowadziła do kościoła Najświętszej Marii Panny specjalna uchwala sejmowa, co stało się dopiero w roku 1537. Kiedy w stuleciu poprzednim zbierano składki na ołtarz Wita Stwosza, ofiarodawcami byli przeważnie Niemcy”.

Budynek przysłupowy ze wsi Nozdrzec z roku 1855, obecnie w zbiorach Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku.

Ten obszerny cytat z Jasienicy uświadamia skalę niemieckiej kolonizacji w XIII stuleciu i jej wpływ na życie codzienne polskich miast. Jasienica pisze, że niemiecka kolonizacja dotyczyła przede wszystkim miast, a „...po wsiach osadzano na prawie teutońskim najczęściej ludność polską i sioła, do których napłynęli Niemcy, możemy liczyć w XIII w. najwyżej na dziesiątki”. Wniosek z tego taki, że albo niemieccy koloniści, którzy napłynęli w XIII wieku do Polski i zdecydowali się na życie na wsi, w dużej liczbie osiedlili się właśnie na dzisiejszym Podkarpaciu albo też przybyli oni na to nasze Podkarpacie później, właśnie za czasów Kazimierza Wielkiego. Pewnie trzeba oddać rację i Marcinowi Bielskiemu, piszącemu, że Bolesław Chrobry ma swój udział w osadnictwie niemieckim na ziemiach między Wisłoką a Sanem, ale też prawdę mówią ci historycy, którzy kolonistów niemieckich na tych naszych ziemiach wiążą przede wszystkim z polityką Kazimierza Wielkiego, który kontynuował dzieło ojca, Władysława Łokietka, odbudowując spójność i wielkość państwa polskiego. Po zbrojnym opanowaniu Rusi Czerwonej, a więc ziem leżących mniej więcej na wschód od Wisłoka, które zbyt ludne nie były, postanowił zasadzić je ludnością sobie powolną, a więc taką, która wdzięczna by mu była za to, że znalazł dla niej miejsce na tej ziemi. Sprowadził więc na ziemie między Wisłoką a Sanem osadników niemieckich. Nie byli wojownikami, ale swoją masą stanowić zaczęli naturalną zaporę przed żywiołem ruskim. Osadzili się więc ci niemieccy chłopi, mówili swoim językiem, a z czasem zaczęli przyjmować język ludności miejscowej. Ale mimo tego osadzenia wśród ludności autochtonicznej, jeszcze w XIX wieku, jak pisał Adam Naruszewicz w Słowniku Geograficznym Królestwa Polskiego: „Język tych ludzi nieco przygrubszy, a jakieś ze Szląskiem, Morawskiem, Czeskim i Pruskim podobieństwo mający, dowodem jest pierwszej ich ojczyzny. Stąd też poszły owe zniemczone od nowych osadników, lub na nowo nadane miastom Polskim i Ruskim, Lambergi, Frawensztadu, Łańcuta, Pilsna, Gorlicy, i tym podobne nazwiska”.

W gotyckim kościele w Haczowie zachowały się XIV i XV-wieczne księgi parafialne z niemieckimi nazwiskami dawnych mieszkańców.

Wiemy więc już, że kwestia nas intrygująca dotyczy osadników niemieckich za Chrobrego i Kazimierza Wielkiego siłą lub dobrowolnie sprowadzonych w nasze strony i tu uprawiających i rozwijających przymioty swego rzemiosła. Ale odpowiedź na pytanie – dlaczego zwano ich Głuchoniemcami? – uzyskujemy po raz pierwszy dopiero u Wacława Aleksandra Maciejowskiego, który w dziele pt. Historya prawodawstw słowiańskich wydanym w 1858 roku pisze: „Ludność takowego prawa (prawo magdeburskie) głównie na tak zwanych jasielskich i sanockich dołach wzdłuż rzek Ropy, Jasełki i Wisłoki siedziała, nazywając się głuchoniemcami, czyli ludźmi, którzy choć nie słyszą i nie rozumieją niemieckiej mowy, mają jednakże w sobie coś od miejscowej ludności odrębnego. Nie było widać wśród tej ludności szlacheckich dworów, ale tak na dolinach, jak w górach, gęsto rozsiane sołectwa i wybranieckie łany, do których był przywiązany obowiązek bronienia granicy, spostrzegać się dawały”. Po Maciejowskim, w dziele Historyczny obszar Polski pisał na interesujący nas temat Wincenty Pol: „Na obszarze Wisłoki uderza nas fakt inny; całą tę okolicę, która obszar Wisłoki, Ropy, Jasły, Jasełki i średniego Wisłoka zajmuje, osiedli tak zwani Głuchoniemcy od dołów Sanockich począwszy, to jest od okolicy Komborni, Haczowa, Trześniowa aż po grybowski dział: Gorlice, Szymbark i Ropę od wschodu na zachód, ku północy aż o ziemię Pilźnieńską, która jest już ziemią województwa sandomierskiego”. I tenże Wincenty Pol pisze także: „Cała okolica Głuchoniemców jest nowosiedlinami Sasów; jakoż strój przechowali ten sam co węgierscy i siedmiogrodzcy Sasi”. Należałoby więc, mając w pamięci opisane przez Jasienicę kierunki ekspansji niemieckich kolonistów w średniowieczu, przypomnieć, że skoro kierowali się oni między innymi na Węgry, to ówczesne Węgry nie były maleńkim krajem, jakim je dziś widzimy, lecz ogromnym królestwem, obejmującym na wschodzie (dziś rumuński) Siedmiogród. Identyczność strojów naszych Głuchoniemców ze strojami saskich osadników na południe od Karpat dowodzi, że w tym samy czasie osiedlali się oni u nas i na ogromnych terenach państwa węgierskiego, szczególnie właśnie w Siedmiogrodzie.

Chałupa tkaczy z Korczyny koło Krosna z roku 1790, obecnie w Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku.

Wincenty Pol jednak nie do końca ma rację, że Głuchoniemcy to tylko potomkowie Sasów. Identyczność strojów to jedno, ale badania porównawcze z dziedziny lingwistyki przeprowadzone przez niemieckiego profesora Ernesta Schwarza we wsiach leżących w okolicach Krosna i Łańcuta wskazują, że wiele zjawisk językowych występujących u ich mieszkańców jest tożsamych z językiem występującym u mieszkańców tak zwanych „niemieckich wysp językowych” w okolicach Gliwic, Bielska-Białej oraz na pograniczu śląsko-morawskim. Profesor Schwarz wysnuwa więc z językowych tożsamości wniosek, że to właśnie „południowa część Górnego Śląska była strefą wyjściową dla XIV i XV wiecznej kolonizacji w pasie podkarpackim”. Za Kazimierza Wielkiego doszło do lokacji dwudziestu wsi na prawie niemieckim w ziemi sanockiej i przemyskiej, co w ich przypadku związane było z osadnictwem niemieckim. Podobnie było w okolicach Krosna, Rymanowa, Haczowa, Komborni, Iwonicza i jeszcze kilkunastu innych miejscowości. Regionem, w którym w szczególnie dużej liczbie osiedlili się przybysze z Niemiec, ale już za panowania Ludwika Węgierskiego, był Łańcut i dziewięć wsi na południe od miasta. Niemiecka nazwa Łańcuta (Landshut – strażnica kraju/ziemi) dobitnie dowodzi, jakie racje skłoniły do jej założenia. Zarówno w Łańcucie, jak i owych sąsiadujących z nim wsiach najdłużej, bo aż do XVI wieku utrzymywała się ich etniczna odrębność, a niemieckość wsi Markowa trwała do XVIII wieku. Osadnictwo niemieckie z całą pewnością przyczyniło się do rozwoju społeczno-gospodarczego naszego regionu, bo, jak pisał o Głuchoniemcach w roku 1885 Władysław Bełza: „Lud tutejszy (…) jest rosły, silny i wytrwały w pracy, a przytem uczciwy i moralny, w czem przedstawia zupełne przeciwieństwo z sąsiadującymi z nim ludnością ruską i mazurską, która nie posiada w tym stopniu żadnej z powyższych zalet (…)”

tekst Jacek Stachiewicz, fot. Krzysztof Zieliński

Materiał udostępniony przez redakatora naczelnego Skarby Podkarpackie

skomentuj komentarze: 0 | wyslij znajomemu |